wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 4.



Po całym dniu roboty byłam wykończona ale było warto. teraz cały budynek wydaje się być weselszy.
- Oby reszcie się spodobało. - powiedziałam
- Na pewno będzie. - odpowiedział
- Czy mógłbyś mi o nich coś powiedzieć ?
- Jasne. Więc jest jedna dziewczyna o imieniu Nada, jest ona szatynką o złotych oczach. Jest raczej spokojna. Lukas czarnowłosy chłopak lubiący się bić, ma szare oczy. No i Andrei ma  czarnoszare oczy. Jest to szatyn. Czasami agresywny i kłótliwy. Był on kiedyś pod kontrolą Nidraxa. Każdy z nich ma 17 lat.
- Nie mogę się doczekać żeby ich poznać.
- Za tydzień wracają.- Uśmiechnęłam się
- Jest już późno, idę się położyć.- dodałam po chwili
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Obudziłam się rano i poszłam zrobić śniadanie. Czekałam na Zeno. Gdy była już jedenasta a on nie przychodził postanowiłam sprawdzić czy coś się stało. Zapukałam do drzwi jego pokoju, gdy nikt mi nie opowiedział weszłam do środka. Nie było go. Czekałam jeszcze jakiś czas z myślą że wróci,  gdy nie przychodził do trzynastej poszłam go poszukać. Rozejrzałam się po okolicy. Następnie poszłam w stronę miasta. O mało nie dostałam zawału widząc to. Przy wejściu do lasu oparty i drzewo siedział wykończony Zeno. Był ranny. Nad nim stało kilku żołnierzy z bronią. Niewiele myśląc wzięłam jeden z moich nożyków które miałam przy przy pasku. Rzuciłam nim w mężczyznę który miał zadać cios. Trafiłam. Jego ciało opadło na ziemię. Tym gestem zwróciłam na siebie uwagę. Byli coraz bliżej. Gdy byli już przy mnie wbiłam każdemu z nich nóż w brzuch. Następnie podbiegłam do rannego. Wyglądał koszmarnie. Musiałam go opatrzyć z rzeczy znalezionych w lesie, bo by nie dał rady dojść. Spieszyłam się jak mogłam przecież w każdej chwili mógł ktoś przyjść. Zajęło mi to piętnaście minut. Następnie udało nam się dojść do naszej bazy. Teraz mogę się lepiej nim zająć. Leżał resztę dnia w łóżku. Martwię się o niego. Jest już  kolejny dzień a on się nadal nie obudził a ja nie spałam całą noc. Siedziałam właśnie na krześle. Nagle Zeno wszedł do kuchni.
- Tak się o ciebie martwiłam.- Powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Nie ma o co, tak łatwo nie da się mnie zabić.
- Nie strasz mnie tak więcej a tak właściwie to co tam robiłeś ?
- Podobno Nidrax coś planuje. Chciałem się dowiedzieć o co chodzi  więc w nocy poszedłem się rozejrzeć.
-  Trzeba było powiedzieć to poszłabym z tobą.
- Nie chciałem cię budzić.
- Obiecaj mi że kolejnym razem mnie obudzisz.
- No dobrze.
Po jakimś czasie wyszliśmy do lasu pospacerować i się porozglądać czy w pobliżu nie kręcą się intruzi. Doszliśmy na niedużą polankę chciałam iść dalej lecz potknęłam się o korzeń. Gdy miałam uderzyć w ziemię ktoś mnie złapał. Oczywiście był to Zeno. Uśmiechnął się do mnie a ja do niego. Patrzeliśmy na siebie kilka minut potem usiedliśmy na trawie. Ja robiłam sobie wianek ze stokrotek. Patrząc na to co dzieje się w tym świecie to jednak są piękne nie zniszczone miejsca. Brunet poszedł gdzieś a mi kazał tu zostać. Ciekawe gdzie jest. Akurat zachodzi słońce, piękny widok. Po chwili wrócił, trzymał coś za plecami. Usiadł obok mnie popatrzył w oczy i wręczył bukiet przeróżnych ładnych kwiatów. Patrzyłam w jego piękne zielone oczy.
- Dziękuję. - powiedziałam on się tylko uśmiechnął
- Muszę ci coś powiedzieć. - Ciekawe co.Zaczynam się bać.

Towarzyszy należy ratować aż do końca, choćby się miało zaszkodzić samemu sobie: dziś ty jego, jutro - on ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz