środa, 18 listopada 2015

Rozdział 1.



Nie można otworzyć nowego rozdziału w życiu, czytając po raz kolejny ostatni, często mówiła mi to mama gdy jeszcze żyła, zginęła razem z ojcem w wypadku samochodowym a w ogóle to jestem Amy, mam 17 lat blond włosy i niebieskie oczy i jestem nielubiana wśród rówieśników. To chyba wszystko co musicie o mnie wiedzieć. Właśnie idę ze szkoły wysłuchując różnych obraźliwych komentarzy na mój temat takich jak: " Patrzcie to ta głupia blondyna" , " Znowu ma na sobie te szmaty" albo " To ta idiotka, bez gustu". Udaje się na swoją polankę w lesie przy małym jeziorku, to jedyne miejsce gdzie mogę odpocząć od tego wszystkiego. Po kilku godzinach postanowiłam wracać, wstając poślizgnęłam się i wpadłam do jeziorka. Nie mogąc wypłynąć poddałam się. Powoli tracę przytomność, gdy nagle ktoś mnie wyciąga. Osoba ta położyła mnie na trawie, zanim jeszcze nastała ciemność usłyszałam kawałek rozmowy.
- To jedna z nas?
- Na pewno nie, ale nie wygląda na kogoś z buntowników.
- To kto to jest i co z nią zrobimy?
- Zanieśmy ją do króla, niech on zdecyduje co mamy z nią zrobić.
Otwieram oczy i pierwsze co widzę to ciemność. Jest tu zimno i wilgotno. Wstałam i szłam w kierunku światła, idąc prosto uderzyłam w coś metalowego, jakaś krata. Czyli jestem gdzieś zamknięta w jakimś lochu. W tej chwili czuję strach, przecież w  moim  mieście nie ma lochów więc gdzie jestem ? Usiadłam w kącie, skuliłam się z zimna i zaczęłam rozmyślać co będzie dalej. Siedziałam tak chyba z kilka godzin gdy jacyś mężczyźni  prawdopodobnie straż przyprowadziła kolejnego więźnia. Był to chłopak. Wrzucili go do lochu naprzeciwko  mojego. Gdy straże odchodziły krzyknął w ich stronę
- Długo tutaj nie zostanę !
Na co mężczyźni się tylko zaśmiali i wyszli. Po chwili chłopak oglądał zamek w kracie. Wyciągnął jakiś wytrych i otworzył kratę. Był wolny, nie to co ja. Odwróciłam się tyłem do wyjścia i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam cichy trzask za sobą ale się nie odwracałam. Ktoś pociągnął mnie za rękę. To ten chłopak. Nic nie mówiłam, nie wiedziałam co. W ciszy biegliśmy między innymi lochami aż dotarliśmy do drzwi. Jak się okazało były otwarte ostrożnie wyszliśmy żeby nie narobić hałasu. Właśnie idziemy schodami na górę. Jakby mnie nie prowadził to bym się pewnie tu zgubiła. Ten chłopak musi doskonale wiedzieć gdzie tu jest wyjście. Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy na główny plac, pozostało tylko wyjść przez  wrota i będziemy wolni. Tak mi się zdaje. Już mieliśmy przechodzić przez wrota gdy ktoś krzyknął :
- Więźniowie uciekają !
W tej samej chwili zjawiło się kilku uzbrojonych mężczyzn. Nie ma szans że uciekniemy przed nimi. Mój towarzysz szybko lecz stanowczo powiedział do mnie:
- Biegnij do lasu, za niedługo do ciebie dołączę. Szybko !
Bez słowa udałam się gdzie mi powiedział. Za nim weszłam do lasu obróciłam się jeszcze aby zobaczyć co się dzieje z nieznajomym. Walczył z trzema wojownikami na raz, bronił się i atakował prawie równocześnie. Był dobry w walce. Po kilku chwilach był znów ze mną i uciekaliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się dopiero na polance gdzie mnie tamci wyciągnęli.






Przepraszam za błędy ortograficzne jak i stylistyczne które mogą się zdarzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz